niedziela, 8 lipca 2012

#10 Z Harrym :) Cz.1

Zapewne słyszeliście kiedyś o ludziach tworzonych do zabijania. I zapewne teraz dziwicie się też, dlaczego poruszam ten temat? Ty byłaś jednym z tych ludzi. Byłaś szkolona od małego, jak zabijać, czym zabijać, kiedy i kogo zabijać. Komu ufać, kiedy kłamać. Znałaś najróżniejsze sztuki walki. Ludzie wynajmowali Cię do zabijania, najczęściej były to różne gangi lub mafie. Tym razem też dostałaś zadanie, lecz zamiast zabijać, miałaś chronić jednego z członków popularnego zespołu One Direction, a dokładnie Harryego. Wplątał się w coś i Paul z obawy przed najgorszym, postanowił wynająć Cię do obrony. A najlepsze w jego planie było to, że Harry ma o niczym nie wiedzieć.
Stanęłaś z dużą walizką pod wielką willą, kliknęłaś guziczek i po willi rozległ się brzdęk dzwonka. Otworzył Ci zdziwiony Twoim widokiem Louis.
Ty - Cześć, jestem [T.I]. Ja do Paula.
Pokazałaś swój sztuczny uśmiech, chłopak go odwzajemnił i poszedł po menadżera. Paul przywitał Cię zdziwiony, po krótkiej rozmowie dowiedziałaś się, że oczekiwał faceta. Mieli mu przysłać najlepszego "zabójcę", jak to wytłumaczył, ty się tylko zaśmiałaś i dostałaś szczegóły. To co miałaś robić było stosunkowo łatwe, miałaś za chłopakiem po prostu wszędzie chodzić i pilnować by czegoś złego nie zrobił lub wymyślił.
*z Twojej perspektywy*
Przedstawił mnie chłopakom i razem zjedliśmy obiad. Przez cały czas jadłam w ciszy, czułam na sobie wzrok Harryego. Jak spojrzałam w jego stronę, uśmiechną się do mnie seksownie i zaczął rozmowę z blondynem... jak mu było? Ahh, tak. Niall. Po obiedzie wzięłam swój talerz, umyłam do i włożyłam do szafki. Paul wziął moje walizki i zaprowadził do mojego pokoju, po kolei mówiąc czyj pokój jest czyj. Mój specjalnie był na przeciwko pokoju Harryego. Podziękowałam mężczyźnie za pomoc, po czym wyszedł zostawiając mnie samą. Rozpakowałam jedną walizkę, druga była z bronią, więc schowałam ją szczelnie zamkniętą pod łóżkiem. Chłopcy każdego dnia wymyślali coś innego, Harry podobał mi się najbardziej, ale z żadnym nie mogłam utrzymywać dłuższego kontaktu, a tym bardziej z nim.
Pewnego dnia, chłopcy wymyślili wyjście na plażę, a że Harry się zgodził ja też miałam obowiązek iść. Moim jedynym problemem było, gdzie schować pistolet, no bo przecież nie wsadzę go sobie w majtki, prawda? Ubrałam szorty, japonki, luźną lekko prześwitującą bluzkę i pomarańczowy kostium pod spód. Chwyciłam swoje okulary pilotki, zeszłam na dół i wyszliśmy. Udało mi się ich namówić żebym to ja prowadziła.
Ja - Trzymajcie się, ruszamy.
I ruszyłam z piskiem opon. Znałam sztuczki, które pomagają kierowcy na drodze, by szybciej przecisnąć się przez korek. Chłopcy widać, że byli zadziwieni moimi umiejętnościami. Ja się tylko lekko do nich uśmiechnęłam, gwałtownie zaparkowałam i wyszłam z auta. Rozłożyłam ręcznik, zdjęłam ubrania i zostałam w samym kostiumie. Chłopcy przechodząc zaczęli mi gwizdać, na co się zrobiłam czerwona jak burak. Podszedł do mnie Zayn i zaczął mnie oglądać, a ja stałam i nie wiedziałam o co chodzi.
Zayn - No, no. Ładny zbiór tatuaży.
I teraz mi zaświtało, no tak, przecież na plecach mam łapacz snów, pod lewą piersią napis "just belive"... dużo tego, na nadgarstku kotwica, na udzie jakiś grafiki. trudno zliczyć, z 20 tatuaży to będzie. Trochę pogadaliśmy co jaki znaczy i poszedł do wody wykąpać się z chłopcami. Ja przewracałam się z boku na bok i rozglądałam po okolicy. Odstraszałam wzrokiem wszystkie fanki chcące podejść do chłopców. Zauważyłam jakiegoś faceta czającego się wokoło. Spojrzałam na niego złowrogo i pokręciłam głową, chciał wyciągnąć broń, ale gdy do niego podeszłam i zaciągnęłam do toalety, szybki numerek załatwił sprawę. Poszłam jeszcze po jakieś lody i wróciłam zdyszana do chłopców. Wrzucili mnie do wody i zostawili z Harrym, a sami gdzieś sobie poszli. Chwilę pochlapaliśmy się wodą i przeszliśmy do konkretów. Rzucił się na mnie z pocałunkami, a to usta, a to policzek, szyja, obojczyk. Jego miękkie usta ciągle zmieniały swoje miejsce, sprawiał mi to taką ogromną przyjemność! Ale musiałam przestać, przecież nie za romans płaci mi Paul. Odepchnęłam go od siebie i seksownym krokiem wyszłam z wody. Spojrzałam za siebie, patrzył na mnie jakby chciał mnie pożreć. Usiadłam na ręczniku i patrzyłam jak pięknie porusza się jego ciało. Szczerze to miałam na niego ochotę, ale musiałam się powstrzymać. 
 
Harry ciągle pokazywał żebym przyszła do niego do wody. Ja tylko kręciłam wodą na nie i bacznie obserwowałam okolicę. Za ostatnim razem podszedł do mnie, wziął mnie na ręce i zaczął biec w kierunku wody. Udawałam bezradną, przecież mam go chronić, a nie powalać. Lepiej żeby myślał, że jestem bezbronna.
Biegaliśmy po wodzie, chlapaliśmy się i podtapialiśmy. Nosił mnie na rękach i czasami całował. W pewnym momencie naszła mnie chcica. Zaczęłam smyrać go noskiem po szyi, słyszałam z jego ust lekkie podniecone sapanie. Jeździłam dłońmi po jego mokrym, umięśnionym torsie. Przeszłam do pocałunków. Usta, policzek, szyja, obojczyk. Coraz mocniej i głośniej sapał. Uwiesiłam ręce na jego szyi, a nogi oplotłam wokół bioder. Poczułam jego ręce na moich pośladkach. Cicho jęknęłam.
Ja - Dokończmy to w domu dobrze?
Przygryzłam płatek jego ucha, a on pokiwał głową. Uśmiechnęłam się i z niego zeszłam. Chwyciłam za jego dłoń, podeszliśmy do koca, zebraliśmy wszystkie rzeczy i ubraliśmy się. W ciszy wsiedliśmy do samochodu, tym razem Harry prowadził. Jechaliśmy nic nie mówiąc, od czasu do czasu gładziłam jego kolano, uśmiechając się do niego zalotnie. W pewnym momencie załapałam, że to nie jest droga do domu. Spojrzałam na niego, uśmiechał się chytrze. Zaparkował na parkingu, wysiedliśmy, rozłożył siedzenia i wepchnął mnie nie do tyłu.
Zaczął mnie zachłannie całować, macając moje piersi przez bluzkę. Oderwałam się od pocałunku odchylając głowę do tyłu. Usiadłam na nim okrakiem i zaczął mnie powoli rozbierać. Ilustrował moje ciało wzrokiem, oczy mu błyszczały. Jak zostałam w samym kostiumie, postanowiłam jeszcze bardziej go podniecić. Postanowiłam dla niego zatańczyć. Zmysłowo poruszałam biodrami (...).
*************
Po całej "przygodzie" skarciłam sama siebie za to co się stało. Gwałtownie wstałam i zaczęłam się ubierać. Miałam łzy w oczach, pewnie pomyśli, że wykorzystałam go jako jednorazowy numerek. Ale co poradzę, że rozbieram go wzrokiem jak go widzę?
Ja - Harry, to nigdy nie powinno się stać, słyszysz? Nigdy...
Harry - Ale, [T.I]. Co ty mówisz? Przecież było wspaniale!
Ja - Ja, ja, ja... Ubieraj się, wracamy do domu.
Złożył siedzenia, wsiadł za kółko i zawiózł nas do domu. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam z auta. Momentalnie pobiegłam z płaczem do pokoju. Za mną przybiegł Louis, pytał się co się stało, dlaczego płaczę, ale nic nie mówiłam. Siedziałam skulona na łóżku i płakałam. To jest straszne, zakochać się w zakazanym owocu! W pewnym momencie powiedział:
Louis - Wiem jak poprawić Ci humor!
I podbiegł do mojej szafki z bielizną, wstałam z łóżka i patrzyłam na niego przerażona. W tej szafce trzymam broń. Widziałam jak Louis dębieje i z karabinem w ręku odwraca się do mnie powoli.
Louis - Co... to... jest... do cholery?! *zaczął na mnie krzyczeć*
Ja - Pozwól, że Ci wytłumaczę, dobrze? *położyłam dłoń na jego ramieniu, odskoczył ode mnie przerażony rzucając na łóżko broń*
Louis - Wszystko powiem chłopakom... i Paulowi... Zobaczysz...
Ja - Louis, proszę daj mi wytłumaczyć...
Louis - Nie mam zamiaru Cię słuchać! Wychodzę!
Nie mogłam pozwolić żeby powiedział chłopcom, wszystko by się pokomplikowało. Podbiegłam do niego i go zatrzymałam.
Ja - Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki mnie nie posłuchasz. Albo skręcę Ci kark, wybieraj.
Usiedliśmy obok siebie na łóżku, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
Ja - Paul mnie wynajął do ochrony Harryego...
Louis - Nie rozumiem dlaczego kłamiesz, przecież już ma ochronę!! *chłopak zaczął się denerwować*
Ja - Nie chodzi mi o taka ochronę...
Louis - No to o jaką?! Powiesz mi czy mam iść na policję?!
Ja - Jeśli pójdziesz na policję, pożegnasz się z życiem.
Louis - Czy ty mi...?
Ja - Tak, grożę Ci. A teraz słuchaj! Kilka miesięcy temu Harry wpakował się w kłopoty z mafią. Nie mam pojęcia o co chodzi, prawdopodobnie o jakieś narkotyki. Ale mniejsza z tym, będę tu tylko przez ten czas dopóki nie zamkną całego gangu w więzieniu. Później zajmę się inną robotą.
Louis - Jaką robotą?
Ja - Wolisz nie wiedzieć.*podeszłam do okna*
Louis - Ale chcę, inaczej pójdę z tym na policję, a ty nic mi nie zrobisz kiedy dadzą mi ochronę!
Ja - Jaki ty naiwny... Jak chcesz powiem Ci, ale nikomu ani słowa. Gdy ktoś się dowie, nie będzie z Tobą za dobrze.
Louis - Dobra, nikt się nie dowie, daję słowo, ale przejdź do konkretów!
Ja - *usiadłam przy nim i spojrzałam mu w oczy* Zabijam ludzi na zlecenie.
Odskoczył jak z petardy.
Louis - Czyli, ty masz krew na rękach?
Ja - Tak, teraz już wiesz o wszystkim. Mam do Ciebie jedno pytanie, mogę? Louis? *spojrzałam na niego ze łzami w oczach i momentalnie wybuchnęłam płaczem*
Podszedł do mnie i przytulił, wtuliłam się w jego tors mocząc mu koszulę. Siedzieliśmy tak z 15 minut, aż poluzował uścisk i zaczęłam mu opowiadać o całym dzisiejszym dniu. Przysłuchiwał się z zaciekawieniem do samego końca i po chwili ciszy się odezwał.
Louis - Czyli, kochaliście się dzisiaj, tak? *kiwnęłam głową*I jakie masz pytanie?
Ja - No... Bo ja się chyba w nim... Zakochałam, ale nie chcę go wciągać w ten świat. No wiesz, dla jego bezpieczeństwa... Jak byłam początkującym mordercą wybili mi całą rodzinę... Nie chcę by zabili mi jedyną osobę, na której mi bardzo zależy... *spuściłam głowę* I mam co Ciebie pytanie... Co ja mam zrobić?
Louis - A bo ja wiem? Najlepiej z się z nim nie kontaktuj, tak na dłuższą metę. Jak coś to pomogę Ci go unikać.
Ja - Właśnie nie mogę go unikać, mam go chronić...
I tak zaczęła się nasza pogawędka, tego dnia staliśmy się przyjaciółmi. Harry się mścił na mnie psychicznie, ale Lou mnie bronił. Często płakałam, więc mnie pocieszał. Kilka dni temu spojrzałam w kalendarz treningów. Dawno nie byłam na zajęciach boksu i strzelnicy. Postanowiłam się tam udać razem z chłopcami, może ich czegoś nauczę? Wybrałam się do Paula, nakazał całemu zespołowi iść ze mną, Harry się stawiał, ale uległ.
Zaplotłam sobie dwa warkoczyki, założyłam biustonosz do ćwiczeń, luźne szorty, wygodne adidasy i czerwone rękawice pod pachę. Wyszliśmy lekko spięci, ale gdy dotarliśmy każdy miał swojego partnera. Niall i Zayn, Liam i Harry, ja i Louis. Ja zaczęłam ćwiczyć pierwsza, Lou śmiał się ze mnie, że taka twarda jestem, a porządnie w worek nie potrafię walnąć. Walnęłam i Lou, aż się przewrócił. Śmiałam się z niego, a on czerwony się zrobił i poszedł, obraził się. W pewnym momencie spojrzałam na ring, szukali jakiemuś mięśniakowi partnera do walki. Podeszłam tam i mnie wyśmiali. Wyzwałam go, a ten ze śmiechem powiedział, że to będzie łatwe. Wróciłam do chłopców po torbę i poszłam pod ring. Wszyscy się zebrali wokoło. Spojrzałam w stronę 1D, patrzyli na mnie zdziwieni. Poprawiłam rękawice, założyłam ochraniacz na głowę, a drugi wsadziłam w zęby. Zaczęłam się rozgrzewać i nawet nie zauważyłam kiedy oberwałam pierwszy raz. Zaczęłam go wyzywać, że bez ostrzeżenia zaczął, a ten się tylko zaśmiał. Wściekłam się i zadałam pierwszy cios. Odleciał na metr i ze zdziwieniem zaczął we mnie celować. Robiłam uniki, ale nie zauważyłam jak zadał mi nie przepisowy cios nogą. Poleciałam na matę, Louis i Liam wpadli do mnie na ring i pomagali mi doprowadzić mnie do porządku. Namawiali mnie żebym zrezygnowała z walki, ale byłam nie ugięta. Postanowiłam walczyć dalej.
Zobaczyłam jak się śmieje i zarywa do jakiś panienek. Wściekłam się, obezwładniłam go i zaczęłam wymierzać mu ciosy w twarz. Kilku facetów odciągało mnie od niego, leżał półprzytomny na macie. Zeszłam z ringu, poddenerwowana, ale i dumna z siebie. Zdjęłam rękawice i ochraniacze. Podszedł do mnie ten sam facet i zaczął na mnie przeklinać. No co jak co, ale tego mu nie odpuszczę. Był ode mnie wyższy jakieś 15 cm, ale to i tak mi nie przeszkodzi w zabiciu go. Już chciałam sięgnąć do torby po sztylet, ale Louis zatrzymał mnie, jakby wiedział o co chodzi. Spojrzał na mnie srogim wzrokiem, a ja przewracając oczami usiadłam na ławeczce obok. Wyjaśnili sprawę i gdy tylko ten facet odszedł, Lou zaczął na mnie krzyczeć. Przyciągnęłam go do siebie za jego koszulkę. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
Ja - Louis, czy mam Ci przypomnieć do czego jestem zdolna? *pokręcił głową na nie* No to nie prowokuj...
Odepchnęłam go od siebie, po czym podszedł do nas Niall z pytaniem czy idziemy coś zjeść.
Louis - Kto idzie?
Niall - Ja, Zayn i Liam.
Louis - A Harry?
Niall - Postanowił zostać i jeszcze trochę poćwiczyć.
Louis - No dobra, idę.
Zobaczyłam, że ten facet z którym się biłam wychodzi do toalety.
Ja - Nie idę, dzięki. A teraz przepraszam.
Wzięłam torbę i poszłam do tej toalety. Ukryłam się i czekałam aż wyjdzie z kabiny. Gdy go tylko zobaczyłam wyszłam z ukrycia, z nożem za plecami. Zobaczył mnie w lustrze i się do mnie odwrócił. Uśmiechnęłam się, a on wrócił do mycia rąk. Podeszłam go od tyłu, dotykając go delikatnie po plecach. Przejechałam ręką od jednego ramienia do drugiego i go zablokowałam, nie mógł się ruszać. Odchyliłam jego głowę, delikatnie pocałowałam w szyję, powiedziałam:
Ja - Myślisz, że nie wiem kim jesteś? A to co? *wyciągnęłam z jego kieszeni pistolet* Kto Cię wysłał?! *przyłożyłam mu sztylet do gardła*
On - Myślisz, że Ci powiem? *śmieje się*
Ja - Słodkich snów...
I poderżnęłam mu gardło. Upadł na podłogę. Schowałam lekko zakrwawiony sztylet do torby, przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem wyszłam na zewnątrz. Znalazłam Hazzę walącego z uporem w worek.
Ja - Pomogę Ci.
Spojrzał na mnie z pożądaniem w oczach i przestał walić w worek. Złapałam worek, a Harry znów zaczął w niego walić, lekko nie poprawnie, jakby chciał się wyżyć. Postanowiłam mu pokazać jak to się robi.
Ja - Czkaj, pokażę Ci jak to się powinno robić
Złapałam go od tyłu za ręce
Ja - Napnij ręce (...)
Tłumaczyłam mu to i pokazywałam kilka razy. Aż przeszliśmy do ćwiczeń, robił już to o wiele lepiej. W pewnym momencie, przy toalecie zrobiło się zamieszanie. Wiedziałam dlaczego, zaproponowałam Hazzie żebyśmy już wracali. Tylko pokiwał głową i poszliśmy się przebrać. Ubrałam czarne glany i biało-czarną mini, obcisłą sukienkę bez ramiączek w czaszki. Gdy wyszliśmy na zewnątrz poczułam na moim tyłku dłoń Harryego. Uśmiechnęłam się do siebie i zobaczyłam obserwującą nas osobę.
Ja - Harry, słodziutki, idź do samochodu. Ja zaraz wrócę.
Odeszłam od niego i podeszłam do tamtego faceta. Spojrzałam na niego zdziwiona.
Ja - Co ty tu robisz?
On - Oooj, [T.I]. Ja chcę tylko zabić tego gościa, spokojnie...
Ja - KOGO CHCESZ ZABIĆ?!
On - No jak to kogo, tego słodkiego w loczkach. Pewnie nawet za nim nie zatęsknisz. *uśmiechnął się chytrze*
Ja - Hahaha, czyli wy nie wiecie?
On - Niby o czym?
Ja - Że mam go przed wami chronić. Dobra z was mafia, ale informatorów macie do dupy...
On - *spojrzał na mnie zdziwiony, a ja się tylko uśmiechnęłam* A-a-ale jak to?!
Ja - No normalnie. *wyciągnęłam pistolet, postrzeliłam go 3 razy, patrzyłam jak umiera, na koniec sprawdziłam mu puls i pobiegłam do samochodu*
Wsiadłam jak oparzona do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Poczułam na sobie wzrok Hazzy. Mimo to jechałam dalej, spoglądając w lusterko. Jechali za nami. Kurde, a mogłam go nie zbijać!
Ja - Harry, gdzie tu jest najbliższa autostrada?!
Harry - Co? Ale po co autostradą, skręcisz tu i będziemy na naszej ulicy...
Ja - GDZIE?! *krzyknęłam odwracając się do niego*
Harry - Musisz zawrócić... Jedziemy w stronę plaży, autostrada jest na obrzeżach miasta dopiero.
Zawróciłam i dojechałam do autostrady tak jak mi kazał. Wjechałam łamiąc wszystkie barierki. Harry nie wiedział o co chodzi, jak pytał siedziałam cicho i spoglądałam w lusterko czy wciąż tam są. Postanowiłam podjąć najgorsze i najbardziej skuteczne rozwiązanie: walka na broń. Zaparkowałam na najbliższej stacji. Wysiadłam z samochodu i pobiegłam do bagażnika po karabiny i naboje. Wróciłam się jeszcze po jedyną jaka mi została, kamizelkę kuloodporną i dałam ja Hazzie. Patrzył się na mnie przerażony.
Ja - Masz *dałam mu jeden z trzech karabinów i zapasowe naboje* siedź tu, nie wychodź. Rób co Ci każę, a jak na razie, schowaj się i obserwuj co się dzieje.
Zobaczyłam jak wjeżdżają na parking i podjeżdżają do mnie. Z samochodu wyszło 4 mięśniaków i zleceniodawca. Kłóciłam się z gościem, żeby zostawił Harryego w spokoju, ale uparcie ciągnął swoje. Więc podniosłam karabin i postrzeliłam go. Zaczął wrzeszczeć żeby mnie zbili. Rzucili się na mnie i odebrali cały sprzęt. Musiałam użyć rąk by ich powalić, ale coś mi tu nie pasowało. Gdzie jest czwarty przygłup?! Spojrzałam w stronę samochodu Hazzy. Chłopak miał przystawiony pistolet do głowy. Zaczęłam biec w jego stronę.
On - Nie zbliżaj się, albo z nim skończę.
Ja - Nie, proszę! Ja go kocham! Proszę, weź mnie zrobię wszystko, ale jego zostaw!*pierwsza łza poleciała mi po policzku*
On - Oooo... [T.I], ty płaczesz? Hahaha, nigdy nie widziałem tego widoku od Twoich ósmych urodzin kiedy wybiłem Twoja rodzinę jak robale...
Ja - *coś mi zaświtało* To... byłeś... ty? *pokiwał głową i zaczął się złowrogo śmiać* Zabiję Cię tak okrutnie jak zabiłeś moją matkę, na moich oczach! Przez Ciebie stałam się mordercą! Przez Ciebie pragnę zemsty i krwi! *poczułam więcej łez na moich policzkach, prawie nic nie widziałam*
Zacisnęłam mocno pięści i wyciągnęłam spod sukienki sztylet. Rzuciłam go mu prosto w serce. Upadł na beton. Stałam jak wryta w jednym miejscu, wreszcie poczułam uczucie... spełnienia, zawsze chciałam zabić tego faceta. Harry podbiegł do mnie i mocno do siebie przytulił.
Harry - Co tu się działo? *spytał sparaliżowany strachem*
Ja - Wytłumaczę Ci wszystko później, a teraz zmywajmy się stąd. *splotłam nasze palce i pojechaliśmy do domu*
Jechaliśmy w ciszy. Gdy tylko dojechaliśmy, Harry zrobił herbaty i opowiedziałam mu o wszystkim. O całej mojej historii, o rodzicach... w kilku słowach, o wszystkim złym co spotkało mnie w życiu spotkało, nie szukajcie dobrych chwil, nie znajdziecie takich. W pewnym momencie kiedy doszłam do momentu, że mam go chronić, wybiegł z pokoju i wrócił z Paulem. Paul wszystko potwierdził i kazał mi się od razu wynosić. Krzyczał, że niby taka dobra jestem, a języka za zębami nie umiem utrzymać. Harry, próbował mu się stawiać, ale zakryłam mu usta ręką i powiedziałam, że to i tak nie ma sensu i tak nie posłucha. Po twarzy popłynęły mi łzy, chłopak mnie przytulił i sam zaczął płakać. Mówił mi do ucha, że nie chce żebym wyjechała, że jeszcze długa przyszłość przed nami. Chciałam żeby tak było, ale oboje jesteśmy z dwóch różnych światów, w każdym momencie mogą mnie zamknąć, a on będzie tylko cierpiał.
Wybłagałam u Paula żeby pozwolił mi tu zostać jeszcze jeden dzień.
Ja - Znajdę mieszkanie i się wyniosę!
*perspektywa 3-os.*
Tak jak obiecałaś, wyniosłaś się następnego ranka. Chłopcy prócz Hazzy i Lou, nie wiedzieli o co chodzi. "Może to i lepiej?" - Mówiłaś do siebie w myślach wychodząc z posiadłości. W internecie znalazłaś mały urządzony apartament w sercu Nowego Jorku. Oczywiście go kupiłaś i tak, przeprowadzasz się do USA. Ostatnią noc spędziłaś z Harrym, o ile wiecie o co mi chodzi? Na pożegnanie pocałowałaś go w czoło, nos, oba policzki i na końcu w usta. Spojrzałaś w te jego zielone oczy, teraz przepełnione łzami i bez tego blasku który tak kochasz. Przejechałaś dłonią po jego policzku dławiąc się łzami. Wymusiłaś mały uśmiech i z pośpiechem wsiadłaś do taksówki.
Harry dzwonił codziennie, ale po dwóch tygodniach przestał. Pierwsze dwa tygodnie minęły ci bardzo leniwie i pochmurno. Trochę płakałaś, lecz była iskierka nadziei, że wszystko się ułoży. Znalazłaś pracę jako muzyk w przytulnej kawiarence naprzeciwko Twojego lokum.
Minął trzeci tydzień. Zaczęłaś wymiotować i nawet raz zemdlałaś w pracy. Twój szef namawiał Cię żebyś udała się do lekarza, ale za każdym razem odmawiałaś. Mówiłaś, że to zapewne jakaś choroba i jak każda niedługo minie.
Kolejny tydzień, tym razem czwarty. Jak po raz drugi zemdlałaś w pracy, szef sam zaprowadził Cię do lekarza. Doktor nic nie powiedział, poprosił byś zrobiła dodatkowe badania krwi, zadawał dziwne pytania i pozwolił Ci wyjść, mówiąc, że do czasu wyników badań masz siedzieć w domu i się nie przemęczać.
Ty - (...) No i do czasu wyników, muszę siedzieć w domu i się nie przemęczać. *spuściłaś głowę, nie chciałaś stracić tej pracy*
Jake <szef> - Ehhh, spokojnie Blaze <czyt.Blejz> * tak nazywali Cię w pracy, choć sama nie wiedziałaś dlaczego* Dopóki nie wrócisz znajdziemy Ci jakieś zastępstwo.
Ty - *podniosłaś na niego wzrok z uśmiechem na ustach* Naprawdę? Dziękuję!! *przytuliłaś go*
Jake - Blaze, dusze się. Spokojnie, mam dość, wymiękam! *i zaczęliście się śmiać*
Jake odwiózł Cię do domu i obiecał, że codziennie będzie przychodził Cię odwiedzać. Przekręciłaś oczami, wysiadłaś z samochodu i powiedziałaś, że sama sobie poradzisz, jesteś już duża. Jake to zabawny i troskliwy 24-latek. Ma piękny, mocny, męski głos przyprawiający Cię o dreszcze. Jest wysoki, ma ok. 184 cm wzrostu. Twoi zdaniem jest naprawdę przystojny <jego zdj. http://bi.kotek.pl/bloxlite/f640x640/88/47/517f32ef0d.jpg >. Stwierdziłaś, że chyba zaczynasz się w nim zakochiwać. Ale co z Harrym? Nie odzywa się, nie dzwoni więc starasz się o nim i o jego miłości do Ciebie zapomnieć.
Koniec piątego tygodnia. Dzisiaj zadzwonili do Ciebie, że mają Twoje wyniki badań. Ubrałaś się i wyszłaś z apartamentu. Czekałaś 15 minut w kolejce i wreszcie weszłaś do środka.
Lekarz - Więc wyniki badań są nadzwyczaj dobre, ale... *zatrzymał w środku zdania*
Ty - Ale...?
Lekarz - ...nie wiem czy nazwać do dobrą wiadomością, ale ile ma pani lat?
Ty - Za miesiąc kończę 20, niech pan wreszcie powie o co chodzi!
Lekarz - Więc gratuluję, jest pani w ciąży.
Ty - *nie uwierzyłaś mu i wybuchłaś niekontrolowanym śmiechem* Hahahah, dobry żart. A tak na prawdę?
Lekarz - To jest prawda... *i wyszedł z gabinetu z uśmiechem na ustach*
___________________________________________________________________
Jeszcze 2 części i koniec :)