środa, 3 lipca 2013

#56 Louis

- Pa mała. - pocałował mnie w nos i machając skierował się do drzwi.
- Pa duży! - zaśmiałam się starając ukryć swój ból.
Uśmiechnąłeś się i zamknąłeś drzwi. Po twoim wyjściu moje ciało niczym wrak pozbawiony wnętrza, opadło na podłogę. Drżącymi rękoma przeczesałam włosy. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z płuc układając usta w dzióbek. Kiedy do moich uszu dobiegł warkot silnika załamałam się jeszcze bardziej dając upust moim emocjom. Skuliłam się w kącie przy drzwiach mocząc łzami ścianę. Długi przeciągły krzyk wydobył się z gardła by zagłuszyć pogubione myśli. Głowa zaczęła dawać o sobie znać w dość bolesny sposób. Przymknęłam oczy i podtrzymując się szafy wstałam. Przetarłam oczy dłonią i chwyciłam twoje zdjęcie. Uśmiechnęłam się do do fotografii, gładząc twoją twarz kciukiem.


Byłeś taki szczęśliwy nim mnie poznałeś, a teraz odczuwasz ból za każdym razem kiedy nie jestem przy tobie. Nie zasługujesz na to. Nie zasługujesz na cierpienie, a ja nie zasługuję na ciebie. Przełknęłam ślinę wypuszczając ramkę z dłoni, pozwalając jej spaść wprost na moje nogi. Szkiełko się stłukło raniąc moje bose stopy. Syknęłam przeklinając pod nosem i zostawiając krwawe ślady na śnieżno białym, puchatym dywanie. Wycierając w rękaw twojej koszuli resztki makijażu skierowałam się do naszej twojej sypialni. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i... nie mogłam się powstrzymać. Żyletka zawsze była kuszącym rozwiązaniem. Muszę stłumić swój ból psychiczny więc zrobię to tłumiąc go bólem fizycznym. Obróciłam w palcach cienki, lecz śmiertelnie ostry metal i zrobiłam na nadgarstku jedno nacięcie. Nie było jakieś głębokie, lecz satysfakcjonujące. I wtedy usłyszałam trzaskanie drzwi wejściowych. Gdy usłyszałam jak wołasz moje imię, wstałam i potykając się o własne nogi, skierowałam w kierunku łazienki. Szybko przemyłam twarz i zatamowałam lekkie krwawienie na nadgarstku. Coś mi się przypomniało i moja głowa wystrzeliła jak z torpedy. Przypatrywałam się sobie w lustrze uświadamiając sobie, że zostawiłam na łóżku żyletkę. Wbiegłam do sypialni jak poparzona w ostatnim momencie siadając na "dowodzie zbrodni".
- [t.i.], okazało się, że możesz jechać ze mną! - powiedziałeś uradowany.
Uśmiechnęłam się, a uśmiech przerodził się w płaczliwy śmiech. Rzuciłeś walizki i podbiegłeś kucając przede mną. Chwyciłeś moje dłonie chowając je w swoich.
- Nie płacz, Aniołku. - ucałowałeś mój nos, a ja rzuciłam ci się na szyję. - Cii, jestem tu, jestem przy tobie. - wyszeptałeś. - Kolejne pół roku spędzimy razem, wiesz o tym, prawda?
Pokiwałam głową mocniej wtulając się w twoje rozgrzane ciało. Uniosłeś mnie trzymając moje uda po obu stronach twojego ciała. Cieszyłam się że nie zdążyłam wyjść odchodząc bez pożegnania. W pewnym momencie poczułam jak twpje ciało się napina.
- [t.i.], co to jest? - nie odpowiedziałam. - Co to jest? Odpowiedz mi!
Byłam pewna, że mówosz o żyletce i pełnej moich ubrań walizce. Powoli wydostałam się z twojego uścisku siadając na materacu. Spuściłam głowę powstrzymując łzy. Ciężko westchnąłeś siadając obok mnie.
- Jaki miałaś zamiar? Co chciałaś zrobić? - wyszeptałeś.
Wzruszyłam ramiomami.
- Aniołku powiedz coś. Nie zamykaj się przede mną. - ucałowałeś mój policzek. - Kocham cię.
- Też cię kocham Boo.
Uśmiechnąłeś się słysząc przezwisko które ci nadałam. Wzięłam głęboki oddech i spokojnie opowiedziałam co mnie trapi. Przysłuchiwałeś się temu co mówiłam jednocześnie analizując. Na koniec rozpłakałam się szukając w twoich ramionach pocieszenia. Trzęsłam się od płaczu mocząc łzami twoją koszulkę. Uniosłeś mój podbródek, otarłeś łzy i delikatnie pocałowałeś sprawiając że zapomniałam o swoich problemach. Co jakiś czas szepczesz mi do ucha ciepłe słówka by uspokoić moje stargane nerwy. Oparłam głowę o twoje prawe ramię przymykając oczy a ty chwyciłeś zraniony nadgarstek uśmierzając ból delikatnym cmoknięciem. Odwróciłam twoją twarz w stronę mojej składając na twoich miękkich wargach soczysty pocałunek.
- Dziękuję. - szepnęłam dostając w odpowiedzi twój piękny uśmiech.