- Kocham Cię, mam nadzieję, że wrócisz szybko.
To ostatnie słowa które usłyszałam z ust mojego ukochanego narzeczonego, Liama. Dlaczego? Wstąpiłam do wojska amerykańskiego i wysłali mnie do Afganistanu. A teraz tak bardzo mi go brakuje, jego delikatnego głosu, namiętnych pocałunków i oczywiście spędzonych wspólnie nocy. Zawsze był taki opiekuńczy, troskliwy i czasami mnie rozpieszczał, ale za to go kocham. Dzisiaj co dzień boję się czy przeżyję następny dzień. Porwali mnie jako zakładnika w najniebezpieczniejszym miejscu w całym Afganistanie, podczas mojego patrolu. Przystawili mi pistolet do głowy, zabrali wszystko czym mogłabym się obronić i uderzyli czymś w głowę. Więcej nie pamiętam, straciłam przytomność. Teraz znajduję się w jakimś bunkrze na środku pustyni, trzymają mnie od dwóch dni. Nic nie jadłam, nic nie piłam, po prostu leżałam na podłodze skulona ze strachu i bólu, aż do czasu kiedy ktoś przyszedł, podniósł mnie i wrzucił do jakiegoś samochodu. W środku mnie nakarmili i dali pić, myślałam, że umrę z odwodnienia. Jechaliśmy dość długą drogę, przez cały ten czas siedziałam na siedzeniu i starałam się nie płakać, nie pokazywać swoich słabości. Po jakiś dwóch godzinach wsadzili mnie do kolejnej rudery, zostawili małą butelkę z wodą i pojechali mówiąc, że wrócą za kilka godzin. Podbiegłam do małego okienka, widziałam jak odjeżdżają zostawiając za sobą kłęby kurzu. Upadłam na kolana i zaczęłam się drzeć, ryczeć, walić pięściami w podłogę. W tym momencie chciałam przytulić się do ukochanego i powiedzieć mu po raz ostatni to głupie 'Kocham Cię'. Skuliłam się na podłodze i wyłam z niemiłosiernej tęsknoty za krajem, za przyjaciółmi, za rodziną, za ukochanym...
Jakiś czas później.
*perspektywa Liama*
Byłem przybity, zresztą jak co dzień. Nie ma jej przy mnie. A najgorsze jest to, że przestała się odzywać, pisać jakiekolwiek wiadomości, dzwonić! Urwała kontakt miesiąc temu. Martwię się, zaczynam myśleć o niestworzonych rzeczach, w kilku słowach: wariuję bez niej. Chłopcy próbowali mnie jakoś rozerwać, ale nie słuchałem, chciałem wiedzieć czy wszystko dobrze, jak się ma, czy żyje... Nie Liam! Nie! Nawet tak nie myśl! Ona żyje! Musi! Z każdym dniem załamuję się coraz bardziej. Pogrążam się. Przestaję dbać o siebie. Nie wkładam serca w to co robię. Pół świata się o mnie martwi! Udało mi się przełożyć wraz z chłopakami nadchodzącą trasę koncertową, nie chcę zawieźć fanów, nie mogę im tego zrobić. Wczoraj napisałem o tym na Twitterze, było trochę hejtów, lecz większość zgodziła się ze mną. Chcieli starego, uśmiechniętego Liama, na co odpisałem, że gdy dostanę moje serce z powrotem, będę taki jak kiedyś.
Usłyszałem jakieś krzyki z dołu, chłopcy krzyczeli między innymi moje imię. Wszedłem powoli z góry i usłyszałem kawałek ich rozmowy.
- Nie pokazujcie tego Liamowi, inaczej się załamie... *usłyszałem zatroskany głos Nialla*
- Czego mają mi nie pokazywać? *stanąłem za kanapą na której siedzieli*
- Niczego ważnego, najlepiej wróć do siebie do pokoju i...
- Niall, powiedz mi o co chodzi! - wydarłem się na cały dom, jedyne co zrobili to włączyli telewizor.
Leciały wiadomości, mówili o tym, że została porwana zakładniczka z armii amerykańskiej, a później puścili materiał na którym dziewczyna płacząc coś gada do kamery... tą dziewczyną była Kate... moja narzeczona. Stałem w szoku, po czym rzuciłem się na kolana i ciężko zacząłem płakać. Chłopcy próbowali mnie pocieszać, ale ich od siebie odpychałem. Mocno zacisnąłem pięści i zazgrzytałem zębami, przepełniały mnie złość i tęsknota. Wstałem, założyłem buty, chwyciłem płaszcz w dłoń i wybiegłem z domu na lotnisko. Muszę ją jakoś uratować
Miesiąc później
*twoja perspektywa*
Leżałam wycieńczona na płaskim materacu i marzyłam o tym czego teraz co było mi najbardziej potrzebne. Ciekawe czy Liam obejrzał ten film? Czy się o mnie martwi? A może sobie odpuścił? Nie, nawet nie mogę tak myśleć! W pewnym momencie usłyszałam warkot silników samochodów należących do armii. Od razu się podniosłam i spojrzałam w stronę drzwi. Były lekko obluzowane więc może mogłabym je wyważyć? Długo nie myślałam od razu rzuciłam się na drzwi i poleciałam wraz z nimi na piasek. Jest nadzieja. Nie obchodziło mnie to, że porywacze mogą być na zewnątrz i w każdej chwili mogą mnie zabić. Raz się żyje. Rzuciłam się biegiem w stronę żołnierzy krzycząc 'help'. Któryś mnie zauważył i wycelował we mnie karabinem AK, a po nim reszta. Pewnie pomyśleli, że jestem kolejnym psychopatą z ładunkiem C4 na piersi. By ich upewnić, że nie jestem zamachowcem zdjęłam koszulkę i zaczęłam krzyczeć, że zostałam uprowadzona i że należę do armii amerykańskiej. Gdy mnie usłyszeli któryś z żołnierzy opuścił broń i zaczął powoli do mnie podchodzić. Tym żołnierzem był mój kolega z wojska, momentalnie mnie w siebie mocno wtulił i zaczął gadać, że wszystko już będzie dobrze. I było. Zabrali mnie do bazy, pomogli zapakować i wysłali samolotem do Londynu. Media w jakiś sposób dowiedziały się o moim przyjeździe i jak tylko wyszłam z samolotu zaczęli zadawać setki pytań. Ignorowałam ich tak jak zawsze kazał mi Liam, a no właśnie Liam.
Wsiadłam szybko w taksówkę i podałam adres gdzie mają mnie zawieźć. Radosna wysiadłam z taksówki, zapłaciłam jakimiś groszami i rzuciłam się do drzwi domu chłopców. Zapukałam energicznie, otworzył mi Zayn. Wpatrywał się we mnie jak w ducha. Zaśmiałam się i mocno go przytuliłam.
- Idź do Liama, biedak zaraz tam umrze z tęsknoty za tobą.
Zrobiłam jak powiedział pobiegłam na górę i znalazłam Liama śpiącego na łóżku. Uśmiechnęłam się na jego widok. Pomału podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu zostawiając delikatne pocałunki na całej jego szyi. Usłyszałam jak zamruczał i cichutko się zaśmiałam.
- Leyum, kochanie. Wstawaj śpiochu.
Momentalnie ode mnie odskoczył i uważnie mi się przypatrywał.
- Matko, jesteś duchem, śnisz mi się, czy mam omamy?
- A czy duch potrafi tak?
Pocałowałam go całą sobą, poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Już na zawsze będziemy razem.
-----------------------------------------------------------------------------------
Jezuus, jaki głupi mi wyszedł... -_- ale mam nadzieję, że am choć trochę się podoba :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz